I gdyby nie było Stalina i ZSRR, działania Francji i Wielkiej Brytanii mogłyby się jawić jako najgłupsze w historii. Ale Stalin był. Pobicie Hitlera w 1939 r., było możliwe. Wygranie II
Utworzono: wtorek, 21 kwiecień 2009 Drukuj E-mail Jestem bowiem dzieckiem niedawnych Untermenschów, którzy poczęli mnie rok po tym, jak przestali być Untermenschami. I mogę sobie wyobrazić, co by się ze mną działo, gdyby Niemcy wygrali wojnę. Narodziłbym się pewnie na jakimś „Wschodnim Brzegu" zorganizowanym na terenie Generalnego Gubernatorstwa albo w strefie Łazy, a nie w prastarym niemieckim mieście Gotów: „Gotenhafen", którego w 1939 roku przez 19 dni bronił przed Niemcami mój ojciec i gdzie ostatecznie ja przyszedłem na świat. „Mieście Gotów", które w związku z tym nadal nazywa się Gdynia. Byłoby powiedziane, że to przecież Gott dał Niemcom ziemię Gotów, aby mieli lebensraum. Ze „Wschodniego Brzegu" niektórzy Polacy wykorzystując fizyczne podobieństwo do Niemców przedostawaliby się do Warschau albo Krakau i tam wysadzali w autobusach i centrach sklepowych, zabijając niewinne niemieckie ofiary. Mieszkańcy Wschodniego Brzegu i strefy Łazy wzbudzaliby nawet współczucie niektórych Niemców, gdyż większość z nich byłaby pokojowo nastawiona, pogodzona i pracowała, sprzątając i wykonując inne proste czynności, których nie chcieliby wykonywać Übermesche. Ze strefy Łazy jacyś „Polacken terroristen" wystrzeliwaliby w kierunku okolicznych niemieckich wsi i miasteczek domowej produkcji rakiety „Krogulec". Oczywiście, państwo niemieckie nie mogłoby bezczynnie patrzeć na zagrożenie dla swoich obywateli i musiałoby zareagować i w związku ze śmiercią kilku niewinnych niemieckich ofiar, zbombardować strefę Łazy zabijając kilkuset czynnych „terrorystów" i kilkuset potencjalnych (tzn. dzieci). Śmierć bojownika robiłaby z niego bohatera i wzór osobowy. Śmierć dzieci, zwłaszcza w tych rodzinach, które do tej pory były bierne w stosunku do Niemców, budziłaby żądzę zemsty. Bezpośrednie straty ludzkie Polaków byłyby nadrobione bronią biednych, czyli rozrodczością. Mimo wszystko, Niemcom byłoby to łatwiej rozwiązać stopniowo asymilując Polaków, co w Izraelu jest w zasadzie nie do pomyślenia. Wiesław Wiktor Jędrzejczak oem software Odsłony: 4070
Po początkowym zwycięstwie w Europie nastąpiłaby bezpośrednia aneksja krajów, które Hitler uznał za odpowiednio nordyckie: Danii, Norwegii, Szwecji i Finlandia, a także niemieckojęzyczny region Szwajcarii. Brutalna Generalna Gubernatorstwo w Polsce rozciągnęłaby się na byłym Związku Radzieckim na 70 stopni długości
--> Archiwum Forum [1] EG2009_136052471 [ Pretorianin ] Co by było gdyby Hitler wygrał podczas drugiej wojny światowej? Co by było gdyby Hitler wygrał podczas IIWW? Jak myślicie? Jakby wyglądał obecny świat? [3] Michael_999 [ Kill with skill ] Pewnie nie byłoby tego wątku ;) [4] Max_101 [ Mów mi Max ] gandalf2007 [ Generaďż˝ ] Gdyby wygrał to na pewno by nie przegrał :) Awerik [ Backpacker ] Autostrady. [7] Czagap [ Konsul ] Co by było? hmm... Philipa K. Dick "Człowiek z Wysokiego Zamku" [8] kali93 [ Isildur ] Ich weiss nicht! [9] rzaba89nae [ WTF!? ] Nie byłoby x360, bo wszyscy przerzuciliby się obowiązkowo na ps3, nie byłoby akcji "Nie przerabiam nie kradnę"... Może nawet nie byłoby miękkiego i pachnącego papieru toaletowego... Strasznie by było... [10] Behemoth [ Rrrooaarrr ] Można gdzieś dostać film z drugiego posta? (poza torrentami) © 2000-2022 GRY-OnLine
Co by było, gdyby Adolf Hitler miał syna? Zdecydowanie byłby on świadkiem, który mógłby opowiedzieć o kulisach wielu ważnych, przełomowych wydarzeń z historii II wojny światowej. Marzył o złotym medalu olimpijskim. I choć Louis Zamperini nigdy go nie wywalczył, wygrał zdecydowanie więcej. Niezwykła historia amerykańskiego biegacza, który podczas wojny przeżył piekło i tylko dzięki niesamowitej woli życia oparł się śmierci, inspiruje do dziś. Przez 47 dni dryfował na tratwie po Oceanie Spokojnym. Kolejne dwa lata spędził w obozach jenieckich - torturowany, poniżany, doprowadzany do granicy wytrzymałości. Przeżył tylko dzięki niezwykłej sile woli i determinacji. Właśnie te cechy charakteryzowały Louisa Zamperiniego - amerykańskiego biegacza i bohatera wojennego, z którym zdjęcie chciał sobie zrobić Adolf Hitler, a którego historia od 70 lat pozostaje wzorem dla milionów przestępca, którego uratował sportRodzice i nauczyciele długo nie mogli do niego trafić. W wieku 5 lat zapalił pierwszego papierosa, trzy lata później już znał smak alkoholu. Na nic zdawały się ostrzeżenia nauczycieli i modlitwy matki. Młody Louis Zamperini długo sprawiał problemy wychowawcze, nie tylko w szkole. Ciągle wdawał się w bójki, a niejednokrotnie do domu odprowadzała go policja. Nastolatek był o krok od zostania postrachem miasteczka Torrance w Kalifornii. Gdy miał 14 lat, szkoła podjęła decyzję o zawieszeniu. To był moment zwrotny. Jeśli nadal taki będziesz, skończysz na ulicy - dopiero słowa starszego brata Pete'a podziałały na nastolatka. To on zdecydował, że sport jest jedyną szansą na uratowanie życia Louisa. Kazał mu rozpocząć treningi biegowe, a sam został jego trenerem. Początki nie były jednak łatwe - pierwszy poważniejszy sprawdzian na dystansie 600 jardów Zamperini przegrał z kretesem. Wtedy jednak po raz pierwszy dała znać o sobie jego ambicja i determinacja. Słysząc naśmiewających się z niego kolegów, postanowił trenować tak długo, aż okaże się decyzję podjął też jego brat, który kazał mu startować na dystansie jednej mili (1609 metrów). Szybko okazało się, jak wielki drzemie w nim potencjał. Po zaledwie kilku miesiącach treningów nastoletni Louis Zamperini zaczął bić szkolne rekordy i stał się miejscową sensacją. Rozpisywały się o nim gazety, a on sam poczuł, że ma szansę stać się kimś więcej niż lokalnym przestępcą. Wtedy, w 1935 roku, po raz pierwszy w jego głowie pojawiła się myśl o starcie na igrzyskach olimpijskich w włoskich imigrantów wciąż był jednak tylko lokalną gwiazdą i wiele mu brakowało do najlepszych biegaczy w Stanach Zjednoczonych. Olimpijska konkurencja 1500 metrów była bardzo mocno obsadzona. Wtedy znów dał o sobie znać instynkt jego brata. Zdaniem Pete'a wytrzymałościowe i szybkościowe predyspozycje uprawniały Louisa do biegania na dystansie 5000 metrów. Właśnie w tej konkurencji wystartował w krajowych eliminacjach latem 1936 East NewsAby Zamperini przebył trasę z miasteczka w Kalifornii do Nowego Jorku, w Torrance zorganizowano wśród mieszkańców zbiórkę pieniędzy, ponieważ jego rodziny nie było stać na taki wydatek. Tylko dzięki temu dotarł na wschodnie wybrzeże USA. Nie była to jedyna przeszkoda, którą pokonał. W Nowym Jorku panowały wówczas nieludzkie upały, których nie wytrzymywali zwykli przechodnie. Tylko w ciągu tygodnia z wycieńczenia czterdziestostopniową temperaturą zmarło 3000 osób. A w takich warunkach 19-latek wywalczył awans na igrzyska olimpijskie, pokonując bardziej doświadczonych rywali. W decydującym biegu wielu jego przeciwników mdlało na trasie, inni musieli z niej zejść z powodu otwartych ran stóp. On też doznał poważnych obrażeń, ale zdołał dobiec do mety. Debiutant zachwycił Adolfa Hitlera Przypominał nam Charliego Chaplina i odbieraliśmy go wszyscy bardziej jako komedianta niż dowódcę państwa - wspominał Zamperini swoje pierwsze zetknięcie z dyktatorem III Rzeszy Adolfem Hitlerem w rozmowie z magazynem "Focus". Po przylocie do Berlina on i jego koledzy nie zdawali sobie sprawy, że wkrótce niemiecki kanclerz rozpocznie II wojnę światową. Nastolatek nie spodziewał się też, że podczas tych samych igrzysk pozna go osobiście. Tamtejszym służbom dał się jednak we znaki już przed swoim spaceru po jednej z miejscowych ulic Zamperini wpadł na pomysł ściągnięcia z jednego z masztów nazistowskiej flagi. I choć była zawieszona wysoko, dał o sobie znać jego buntowniczy charakter. Wspiął się po nią, choć strażnicy byli bliscy zastrzelenia go. - Usłyszałem trzask, który brzmiał jak wystrzał z karabinu i krzyk: "Zatrzymaj się!" - opowiadał. Po zdobyciu flagi został zatrzymany, jednak złożone wyjaśnienia wystarczyły do zwolnienia go. Niemieckim kibicom zapadł jednak w pamięci dzięki postawie na wielkim stylu przebrnął eliminacje biegu na 5000 metrów. W finale nikt nie dawał nieznanemu Amerykaninowi szans na nawiązanie walki z faworyzowanymi Finami. I choć zajął w nim ósme miejsce, to o nim mówiono najwięcej. Zamperini długo trzymał się z tyłu stawki i dopiero przed ostatnim okrążeniem przyspieszył. Wyprzedzał kolejnych rywali w niewiarygodnym tempie, wprawiając w zdumienie dziesiątki tysięcy ludzi. Ostatnie 400 metrów przebiegł w zaledwie 55 sekund. O kilkanaście sekund pobił rekord jednego okrążenia na dystansie 5000 metrów (69,2 s). Fuhrer chce cię widzieć - usłyszał, gdy na mecie zdążył złapać oddech. Początkowo nie wiedział, o co chodzi. Dopiero po chwili, gdy zaprowadzono go do loży honorowej, zrozumiał. - A, to ty jesteś tym chłopakiem z niesamowitym przyspieszeniem - miał zwrócić się do niego Hitler, który uścisnął mu dłoń i zaproponował również wykonanie pamiątkowej fotografii. - Oniemiałem - mówił Zamperini. Zdjęcie zrobił niemiecki minister propagandy i najbardziej zaufany człowiek Hitlera Joseph Goebbels. Cały kraj był zmilitaryzowany. Sądziliśmy, że Hitler może mieć zakusy na jakieś państwo, ale nie przyszło nam na myśl, że porwie się na cały świat - opowiadał po latach. Nie wiedział wtedy, że to decyzja najważniejszego niemieckiego polityka zakończy jego sportową karierę..."Byłem pewny, że umrę"Po powrocie do Kaliforni trenował coraz więcej. Osiągał świetne wyniki także na dystansie 1500 metrów - 3:52,6 dawało mu miejsce w światowej czołówce, a jego nazwisko wymieniano w gronie kandydatów do medalu na kolejnych igrzyskach w pobić rekord świata, rozpoczął też studia na Uniwersytecie Południowej Kalifornii. Ambitne plany przerwał jednak wybuch II wojny światowej. Z własnej woli zaciągnął się do armii. Moje dzieciństwo przyzwyczaiło mnie do walki - mówił. Z jego wojskowym szkoleniem wiąże się ciekawa historia. Przełożeni nie mogli wyjść z podziwu, że już jego pierwsze strzały okazywały się celne. Gdy w domu się nie przelewało, aby coś zjeść, musieliśmy to upolować - tłumaczył Zamperini swoje umiejętności. Jednak w 1941 roku nie trafił do piechoty, ale do Amerykańskich Sił Powietrznych. Sytuacja była tak napięta, że nikt nie przejmował się jego chorobą kilkunastu miesiącach walk znalazł się w bazie Kualoa na Hawajach. Gdy po jednej z akcji wiosną 1943 roku jego samolot B-24 D "Superman" nie nadawał się już do dalszych lotów, Zamperini czuł, że wkrótce wróci do domu. 27 maja miał stacjonować na wyspie, ale nagle otrzymał rozkaz wykonania misji ratowniczej. Przed wejściem do samolotu on i jego 10 kolegów miało złe przeczucia - mieli lecieć samolotem, który służył do transportowania jedzenia i broni. - Bardzo rzadko brał udział w akcjach poszukiwawczych - mówił Zamperini. Zajął jednak ostatnie wolne miejsce na pokładzie "Zielonego Szerszenia".Początkowo nic nie zapowiadało tragedii. Nawet gdy awarii uległ jeden z silników, sytuacja mogła zostać uratowana. Jednak nagle inżynier pokładowy omyłkowo wyłączył drugi silnik, co przesądziło o losach załogi. Próba wodowania nie powiodła się, samolot spadł do morza. - Przygotować się na uderzenie! - rozkaz pierwszego pilota to ostatnie, co usłyszał Zamperini przed zderzeniem z wodą Pacyfiku. Spadanie do wody było najbardziej przerażające. Nie masz nad niczym kontroli i oswajasz się z czekającą za rogiem śmiercią - tłumaczył. Uderzenie sprawiło, że przeleciał kilkanaście metrów do przodu. Gdy chciał wydostać się z samolotu, zaplątał się w kable, by po chwili stracić przytomność. - Byłem pewien, że umrę - opisywał. Wtedy po raz pierwszy przeżył własną śmierć. Nagle bowiem ocknął się i wypłynął z opadającego na dno samolotu. Przed nim to samo zrobili pilot Russell Allen Phillips i strzelec Francis P. McNamara. Udało im się wypłynąć na powierzchnię i dostać na tratwę katastrofie stracili jednak zapasy wody i jedzenia. Do tego McNamara wkrótce zaczął tracić zmysły, a tratwą zainteresowały się rekiny. Pozostała im tylko modlitwa o pomoc, choć na błagania odpowiadał jedynie szum z którego jedynym ratunkiem było samobójstwo47 dni. Dla wielu tylko półtora miesiąca, tylko chwila z całego życia. Dla Zamperiniego i jego kolegów była to jednak wieczność. Tyle bowiem trwało ich dryfowanie po wodach Pacyfiku. Woda do picia? Deszczówka. Jedzenie? Surowe mięso złapanych ptaków lub złowionych ryb. Do tego palące skórę słońce. Jednego dnia byli pewni, że przyszło dostrzeli obniżający pułap samolot odetchnęli, że ich koszmar dobiegł końca. Z błogiego stanu wybudziła ich seria z karabinu maszynowego - był to samolot sił japońskich. Amerykanie wskoczyli do wody i przez kilkanaście minut, schowani pod tratwą, obserwowali krążący samolot wroga. Mimo otaczających ich rekinów, wyczekujących jedzenia nie mniej niż oni. Byłem zbyt zajęty myśleniem, jak przetrwać, by martwić się o śmierć - przekonywał "Zamp". Jego determinacji nie zmniejszał coraz gorszy stan McNamary, który nie był w stanie zmusić swojego organizmu do walki o przetrwanie. Wycieńczony żołnierz zmarł 33. dnia gehenny. Dwa tygodnie później okazało się, że dla dwóch pozostałych to dopiero jej początek... Gdy zobaczyłem twarze japońskich żołnierzy, początkowo poczułem ulgę. Myślałem, że już lepiej umrzeć w jenieckim obozie, niż na wodzie - wspominał. Prąd zniósł ich tratwę blisko wyspy zajmowanej przez wojska wroga. Zostali przechwyceni przez Japończyków i zabrani na Kwajalein, nazywaną Wyspą Egzekucji. Był wrzesień 1943 43 dni Zamperini spędził w odosobnieniu. Jego organizm obumierał - od momentu katastrofy samolotu schudł 40 kilogramów, żołądek nie przyjmował jedzenia. Do tego był zamknięty w niewielkim i ciemnym pomieszczeniu. Związany, z opaską na oczach przetrwał tylko dzięki woli życia i modlitwom. Zostałem zamknięty w pomieszczeniu wielkości budy dla psa. Po tylu dniach na otwartej przestrzeni dopadła mnie klaustrofobia. Byłem szkieletem obrośniętym skórą, z rozpaczy chciałem wyć i płakać, ale nie miałem siły - opowiadał. W końcu wyszedł na powietrze, jednak świecące słońce nie oznaczało dla niego lepszych dni. Po morderczych przesłuchaniach został przeniesiony do Omuri niedaleko Tokio. Ostatecznie dotarł więc do japońskiej stolicy, choć w innej roli, niż marzył. Właśnie tam do dowództwa dotarło, że mają w niewoli amerykańskiego biegacza, uczestnika igrzysk olimpijskich. Chcieli go złamać i zrobić z niego narzędzie propagandowe. W tym celu kontrolę nad nim przejął znany z sadystycznych skłonności kapral Mutsuhiro Watanabe, zwany "Ptakiem".Kadr z filmu "Unbroken"Źródło: East NewsZamperini stał się jego "ulubieńcem". Znęcał się nad nim każdego dnia, upokarzał, bił i torturował w każdy możliwy sposób. Raz Watabane postanowił zorganizować wyścig, w którym miał wziąć udział Amerykanin i jeden z japońskich żołnierzy. W przypadku porażki jeńca strzelec otrzymał rozkaz, aby go zastrzelić. Mimo niemożliwego zadania ważący 35 kilogramów Zamperini wygrał. Pamiętam z tej chwili tylko doping innych jeńców - powiedział o biegu. Innym razem wygrał życie, gdy był zmuszany do podnoszenia nad głowę betonowych belek. Opadnięcie z sił również groziło śmiercią. Uciekł jej wtedy kolejny wkrótce Watanabe przeniesiono, wydawało się, że wreszcie do Zamperiniego choć na chwilę uśmiechnął się los. Wkrótce jednak ponownie trafił w ręce swojego kata. Jeńców przeniesiono do nowego obozu, gdzie znów spotkał się z Watanabe. Na jego ponowny widok niemal stracił przytomność. Załamał się. Nie miał już sił znosić kolejnych tortur i upokorzeń, stracił nadzieję. Był bliski śmierci, która wkrótce pewnie by nadeszła. Na szczęście po zrzuceniu bomby atomowej na Hiroszimę sytuacja jeńców zaczęła się poprawiać. Bylo to 6 sierpnia 1945 roku - mijały właśnie 23 miesiące japońskiej niewoli New York Times"Niewola wolności"Wkrótce Zamperini i setki innych amerykańskich jeńców zostali wyswobodzeni. Po kilku miesiącach uznany już tam za zmarłego 28-latek wrócił do domu. Został bohaterem, a o jego historii rozpisywała się New York TimesNiestety piętno, jakie odcisnęła na nim wojna, było zauważalne. Wkrótce zaczął coraz częściej sięgać po alkohol. Tylko wtedy czułem się lepiej, alkohol odstraszał moje demony - wspominał. Wpadł w depresję, nie mógł spać, miewał stany lękowe. I choć był już na wolności, trafił do kolejnej niewoli. Nie mógł uporać się ze swoimi koszmarami. Chciał wrócić do sportu, jednak kontuzja stawu skokowego odniesiona jeszcze podczas pobytu w obozach wykluczyła jego sportową karierę. I gdy był już nad przepaścią, żona zaprowadziła go na kazanie Billy'ego Grahama. To dzięki niemu zdołał uporać się z przeszłością. Gdy słuchałem jego słów, przypomniałem sobie o wszystkich obietnicach złożonych Bogu w czasie pobytu w niewoli. Zapomniałem o nich po powrocie, bo nie byłem już na tratwie czy w obozie. Bo nie byłem już głodny i samotny. Zrozumiałem swój błąd - mówił amerykański bohater. Postanowił przebaczyć swoim oprawcom. Udał się więc do obozu dla japońskich zbrodniarzy w Sugamo, gdzie spotkał się z nimi i każdemu podał rękę. Kolejny raz do Japonii poleciał w 1998 roku. Jego bieg w sztafecie ze zniczem olimpijskim w Nagano był niezwykle symboliczny. Zamperini chciał tam spotkać się z Watanabe, który nigdy nie odpowiedział za swoje zbrodnie. Ten jednak odmówił, a wywiadzie dla amerykańskiej telewizji próbował przekonywać, że traktował go "jako wroga japońskiego narodu".Na temat losów Zamperiniego powstały trzy książki - dwie z nich, o tym samym tytule "Devils at My Heels" napisał sam, trzecią wydała w 2010 roku słynna pisarka Laura Hillenbrand. Książka została bestsellerem, a o jego historii wreszcie dowiedzieli się ludzie na całym lata później historię niezwykłego bohatera postanowiła przedstawić całemu światu Angelina Jolie. Amerykańska aktorka zabrała się za reżyserię filmu na podstawie przeżyć Zamperiniego. Spotkała się z nim i otrzymała od niego błogosławieństwo. Niestety biegacz nie doczekał premiery obrazu o wymownym tytule "Unbroken" (polski tytuł: "Niezłomny"). Zmarł 2 lipca 2014 roku w wieku 97 Getty Images Jego całe życie było lekcją wytrwałości i siły ludzkiego ducha. Każdego dnia znający jego historię człowiek zastanawia się: "jak on to przetrwał?". Jest niesamowitą postacią, jestem mu wdzięczna za każdą chwilę, jaką mi poświęcił - mówiła Jolie podczas prac nad filmem. "Człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać" - słowa Ernesta Hemingwaya doskonale obrazują życie Louisa Zamperiniego. Biegacza, którego marzeniem był występ i zdobycie złotego medalu na igrzyskach olimpijskich w Tokio. I choć nigdy nie wywalczył go na bieżni, zyskał zdecydowanie więcej - szacunek i pamięć, którego nie oddadzą żadne sportowe nagrody.

Tłumaczenia w kontekście hasła "Hitler" z polskiego na hiszpański od Reverso Context: adolf hitler, hitler jugend Tłumaczenie Context Korektor Synonimy Koniugacja Koniugacja Documents Słownik Collaborative Dictionary Gramatyka Expressio Reverso Corporate

Jak Hitler zwyciężył? Twórcy książek i filmów wskazali wiele możliwości. Robert Harris w thrillerze „Vaterland” z 1992 r. (później zekranizowanym) wyjaśnia: „Zwycięstwo nad Rosją na wiosnę czterdziestego trzeciego – triumf strategicznego geniuszu Führera! Zapoczątkowana rok wcześniej letnia ofensywa Wehrmachtu odgrodziła Moskwę od Kaukazu. Armia Czerwona została odcięta od pól naftowych Baku. Stalinowska machina wojenna zatrzymała się, bo zabrakło po prostu paliwa”. Jak poradził sobie Hitler z Wielką Brytanią? Jeszcze prościej: „Pokój z Brytyjczykami w czterdziestym czwartym – triumf kontrwywiadowczego geniuszu Führera! (…) Wszystkie U-Booty zaopatrzone zostały w nowe maszyny szyfrujące. (…) Namierzanie statków handlowych nie sprawiało odtąd żadnych trudności. Zagłodzoną Anglię zmuszono do kapitulacji. Churchill razem ze swą bandą wojennych podżegaczy uciekł do Kanady”. Na placu boju pozostały USA. Ale nie na długo: „Pokój z Amerykanami w 1946 – triumf naukowego geniuszu Führera! Kiedy Ameryka pokonała Japonię, zrzucając na nią bombę atomową, Führer wystrzelił rakietę V3, która eksplodowała nad Nowym Jorkiem. Dał dowód, że zaatakowana Rzesza gotowa jest podjąć kroki odwetowe. Wojna ograniczyła się do serii krwawych starć z partyzantami na obrzeżach nowego niemieckiego imperium. Nastał czas nuklearnego pata, który dyplomaci ochrzcili mianem zimnej wojny”. Prawda o Żydach W opisanej sytuacji hitlerowcy, nie mając w zasadzie wewnętrznej opozycji (poza zmarginalizowanym Kościołem i hipisopodobną młodzieżą w dżinsach, konspirującą w Białej Róży i słuchającą „Die Bitels”), toczą zaciekłe zmagania na Uralu z resztkami dawnego sowieckiego imperium. No i rozmyślają o ułożeniu stosunków z Ameryką. Rządzi nią w 1964 r. – gdy rozgrywa się akcja powieści – Kennedy. Ale nie John Fitzgerald, lecz jego ojciec Joseph („tchórz, antysemita, gangster i sukinsyn”). Skłonny jest znormalizować stosunki z Hitlerem. Tym bardziej że cały świat nie wie, albo udaje że nie wie, co zrobili hitlerowcy z milionami Żydów. Jedna z bohaterek książki, amerykańska dziennikarka, stwierdza: „Mówią, że tropiąc Żydów, przetrząsnęliście wszerz i wzdłuż całą Europę. A potem wysłaliście ich wszystkich – mężczyzn, kobiety, dzieci i małe niemowlęta – do gett na Wschodzie, gdzie tysiące zmarły z głodu i chorób. Tych, co przeżyli, zmusiliście, żeby ruszyli dalej na Wschód. Nikt nie wie, co się z nimi następnie stało. Garstka uciekła przez Ural do Rosji. Widziałam ich w telewizji. W większości śmieszni starcy; trochę sfiksowani. Opowiadają o zbiorowych egzekucjach, o zbrodniczych eksperymentach medycznych, o obozach, z których nikt nie wyszedł. Mówią o milionach zabitych. Ale wtedy pojawia się w swoim eleganckim garniturze niemiecki ambasador i mówi, że to wszystko jest komunistyczna propaganda. I powiem ci coś więcej: w gruncie rzeczy większość ludzi ma to głęboko w nosie”. W tym świecie – mówiąc Holokaust – ma się na myśli zbrodnie Stalina. Na nieszczęście III Rzeszy, są jednak ludzie, którzy pamiętają o wymordowaniu Żydów i mają na to dokumenty. Ujawnienie i dostarczenie tych kompromitujących Hitlera materiałów do USA jest osią dramaturgiczną powieści Harrisa. Autostrady w byłej Polsce Ale, ale – co z Polską w tej wizji? Co z resztą Europy, dlaczego milczy? „Luksemburg stał się Mosellandem, Alzacja i Lotaryngia Westmarkiem, Austria Ostmarkiem. Czechosłowacja – ten bękarci twór traktatu wersalskiego – skurczyła się do Protektoratu Czech i Moraw. Polska, Litwa, Łotwa i Estonia zostały wymazane z mapy. Na wschodzie Niemieckie Imperium podzielono na cztery Reichskommisariaty: Ostlandu, Ukrainy, Kaukazu i Moskowii – wymienia Harris. – Dwanaście krajów Zachodu (…) otoczyło wianuszkiem Rzeszę, tworząc na mocy podpisanego w Rzymie traktatu Europejską Wspólnotę Gospodarczą. Niemiecki był drugim oficjalnym językiem we wszystkich szkołach. Ludzie jeździli niemieckimi samochodami, kupowali niemieckie radia i telewizory, pracowali w należących do Niemców fabrykach i narzekali na hałaśliwe zachowanie niemieckich turystów w zdominowanych przez Niemców kurortach. Niemcy wygrywali wszystkie międzynarodowe zawody sportowe z wyjątkiem krykieta, w którego grali tylko Anglicy. W tym wszystkim Szwajcaria zachowała neutralność”. Polska przetrwała… tylko w zrabowanych przez hitlerowców dziełach sztuki („Obraz wydzielał z siebie słaby zapach pleśni i kadzidła – zapach przedwojennej Polski, zapach narodu, który zniknął z mapy Europy”). Próżno szukać resztek naszego kraju na mapie: „Odra: naturalna granica Niemiec z Polską. Tyle tylko, że nie było tutaj żadnej granicy; nie było Polski. (…) Na gołym wzgórzu niedaleko drogi stał Totenburg – Cytadela Poległych – cztery granitowe, wysokie na pięćdziesiąt metrów wieże, otaczające obelisk z brązu. Kiedy go mijali, na metalu zabłysły niczym w zwierciadle słabe promienie słońca. Między tym miejscem a Uralem stały dziesiątki takich mogił – monumentalnych pomników wzniesionych ku czci Niemców, którzy polegli i mieli jeszcze polec w walkach na Wschodzie. Przecinające Śląsk i stepy dwupasmowe drogi biegły grzbietem wzgórz, żeby nie zasypały ich zimowe śniegi – puste, wiecznie smagane wiatrem autostrady”. Hitlerowskie autostrady! Ten symbol „postępu” to jednak nic w porównaniu z tym, czego dokonali Niemcy w „Człowieku z Wysokiego Zamku” (1962) kultowego twórcy SF Philipa K. Dicka: „Ledwo udało im się z największym trudem wygrać wojnę, a natychmiast zabrali się do podboju planet”. Rok 1962 „Stary Adolf, przebywający podobno gdzieś w sanatorium, dożywający swoich dni w starczym uwiądzie. Syfilis mózgu jeszcze z czasów, gdy był lumpem w Wiedniu. (…) Cały świat o tym wiedział, a mimo to bełkot Führera był nadal świętością. Biblią. Jego poglądy zaraziły całą cywilizację, a teraz zaślepione, jasnowłose nazistowskie pedały jak zarazki roznosiły chorobę na inne planety” – sarka pewna Amerykanka z powieści Dicka. Okazuje się przy okazji, że w zwasalizowanej przez Niemcy i Japonię Ameryce jest też miejsce na poczucie humoru. „Słyszałeś występ Boba Hope’a poprzedniego wieczoru?” – pyta bohaterka. – „Opowiedział świetny kawał o niemieckim majorze przesłuchującym pierwszych spotkanych Marsjan. Marsjanie nie potrafią przedstawić dokumentów rasowych stwierdzających, że ich dziadkowie byli Aryjczykami. Więc ten major wysyła do Berlina raport, że Mars jest zamieszkany przez Żydów. (…) A oni mają trzydzieści centymetrów wzrostu i dwie głowy”. Amerykanie mogą sobie jeszcze pozwalać na żarciki ze względu na… Japonię. Kontroluje ona tzw. Wspólnotę Pacyficzną, obejmującą zachodnią część dawnego USA. To Japonia jest w tym świecie oazą zasad (pomijamy Włochy: „Małe imperium na Bliskim Wschodzie, operetkowy Nowy Rzym”). Japończycy kolekcjonują americana z czasów wojny secesyjnej, nie tolerują antysemityzmu… Problem w tym, że nie zrobili nic w kierunku kolonizacji planet. Zamiast tego ugrzęźli w Ameryce Płd.: „Podczas gdy Niemcy z całą energią prowadzili zrobotyzowane prace konstrukcyjne w Kosmosie, Japończycy nadal wypalali dżunglę w głębi Brazylii, wznosząc siedmiopiętrowe gliniane bloki mieszkalne dla byłych łowców głów. Zanim pierwszy japoński statek kosmiczny oderwie się od Ziemi, Niemcy będą mieli w garści cały Układ Słoneczny”. Zresztą Niemcy i tak już się szykują, żeby Japonię zniszczyć (plan Dmuchawiec: prowokacja, a potem „zmasowany atak nuklearny na Wyspy Japońskie bez żadnego ostrzeżenia”). O tym, że nie cofną się przed niczym, świadczą ich działania w Afryce: „Morze Śródziemne zamknięte, osuszone, przekształcone w pola uprawne dzięki wykorzystaniu energii atomowej: cóż za rozmach! (…) Trzeba było dwustu lat, żeby pozbyć się amerykańskich krajowców, Niemcy zaś prawie osiągnęli to w Afryce w ciągu lat piętnastu”. Po rdzennych Afrykańczykach przetrwał tylko „miliard organicznych kopczyków w Afryce, które teraz nie były już nawet trupami”. No i narzędzia, do których wykorzystali ich kości praktyczni hitlerowcy. Błękitnoocy aryjscy osadnicy Dla odmiany, z Festung Europa w Dickowskim świecie startują międzyplanetarne hitlerowskie rakiety. Na Starym Kontynencie nie ma już miejsca dla Słowian: „Zostali odepchnięci o dwa tysiące lat wstecz, do swojej kolebki w Azji. Wyparci całkowicie z Europy, ku ogólnemu zadowoleniu. Z powrotem do wypasania jaków i polowania z łukiem”. Kolorowe niemieckie pisma pokazują, kto ich zastąpił: „Błękitnoocy, jasnowłosi aryjscy osadnicy pracowicie siejący, orzący i zbierający na rozległych polach Ukrainy, tego spichlerza świata. Nie ma wątpliwości, że to ludzie szczęśliwi, a ich domy i gospodarstwa uderzają schludnością. Nie widzi się już zdjęć pijanych Polaków siedzących w otępieniu przed walącymi się chałupami lub oferujących kilka nędznych brukwi na wiejskim targu. Wszystko to należy do przeszłości, tak jak rozjeżdżone polne drogi, które jesienne deszcze zmieniały w nieprzejezdną bryję” (znów wraca kwestia polskich dróg!). Osobna kwestia to Żydzi. Oczywiście padli ofiarą eksterminacji. Ale nie wszyscy. Jeden z nich wtopił się w tłum po przejściu serii operacji plastycznych. Opowiada: „Zmieniłem sobie kształt nosa, zmniejszyłem swoje wielkie, tłuste pory, rozjaśniłem chemicznie skórę, zmieniłem kształt czaszki. Słowem, fizycznie nie można mnie zdemaskować. Mogę – i często tak robiłem – poruszać się w najwyższych sferach nazistowskich. Nikt mnie nigdy nie zdemaskuje”. Autor książki nie byłby jednak sobą, gdyby w istocie nie pytał o realność naszego świata. Otóż w rzeczywistości „Człowieka z Wysokiego Zamku” promykiem nadziei dla udręczonej ludzkości jest tytułowa postać: pisarz, który opisał w książce świat, w jakim Hitler nie wygrał wojny. Dick zaczął też prace nad ciągiem dalszym „Człowieka …”: hitlerowcy odnajdują wszechświat równoległy (może nasz?), w którym przegrali, i postanawiają działać. Cóż, kij ma dwa końce. Wiara w światy równoległe mogłaby dla nas oznaczać, że gdzieś obok funkcjonuje straszna rzeczywistość z powieści Dicka! Ale to jeszcze nic w porównaniu z koszmarem, jaki odmalował w 1966 r. Austriak Otto Basil w „Brunatnej rapsodii”. Lodowy Sfinks SS i zamek Graala w Arktyce Jako jeden z pierwszych autorów Basil zwrócił uwagę na okultystyczno-pogańską aurę III Rzeszy. Połączył ją z atmosferą świata wiszącego na krawędzi nuklearnej zagłady, wzbogacił o sadomasochistyczne obsesje głównego bohatera (nordyckiego radiestety, snującego fantazje o ponętnej byłej komendantce obozu koncentracyjnego), a postacie pozbawił wszelkiej nadziei i sympatii. W tym świecie III Rzesza podporządkowała sobie Amerykę i zajęła Wschód aż po Ural, „naszpikowany kopalniami uranu i bronią jądrową”. Konkretów jest więcej: Rzeszę otacza pierścień zależnych państw i prowincji – w tym Kaukaz, Zakaukazie i Ruś, „którym Führer przyznał specjalną konstytucję stanową według średniowiecznych wzorów (w nagrodę za to, że pierwsze powstały przeciwko apokaliptycznej bestii bolszewizmu)”. Azja Środkowa to hitlerowskie lenna. Także Tybet należy do strefy wpływów niemieckich. Posowiecki Wschód to pole do popisu dla „warownych chłopów krwi niemieckiej i nordyckiej” oraz miejsca pamięci: „Rozbudowany w głąb system umocnień i stref osadnictwa zabezpieczał bezkresny Ostland. Wszędzie widać było dzieło nosicieli światła. Tam, gdzie dawniej stały obozy zagłady (UmL–V), wznosiły się teraz sztuczne pagórki – właściwie, jak mówiono, usypane z czaszek – zamki warowne zakonu SS oraz walhalle ariozofów”. Oczywiście nie ma tam miejsca dla „gorszych” ras: „Nie było już ani białych, ani czarnych Żydów, dawno przestali istnieć. »Żyd« stał się pojęciem ontogenetycznym, historycznym, abstrakcyjnym terminem. Żydów spotykało się jeszcze tylko w postaci wypchanych eksponatów w muzeach historii naturalnej, gdzie pokazywano ich jako odszczepioną od właściwego pnia ludzkości, zwyrodniałą gałąź hominidów”. Koniec brunatnej rapsodii W obliczu konfliktu niemiecko-japońskiego, papież i dalajlama zostają wzięci do niewoli, a dobra Kościoła katolickiego skonfiskowane. Na sesji Rady Rzeszy o globalnym zasięgu Berlin mobilizuje kolaborantów: Lavala, Quislinga, Własowa, Franco. Cios III Rzeszy zadaje śmierć Führera: „Bezpośrednio po ogłoszeniu na cały świat wiadomości o śmierci Hitlera, w Zjednoczonych Stanach Zależnych Ameryki (United Vassal States of America), a głównie w »Apeman Reservations« (AMR) i »Apemen Camps« (AMC) na południu, wybuchły krwawe zamieszki. Zagadką było, w jaki sposób ta wiadomość mogła dotrzeć do podludzi, gdyż od chwili objęcia władzy przez Radę Trzech K–K–K i przywrócenia niewolnictwa (…) rygorystyczna już sama w sobie blokada informacyjna została maksymalnie zaostrzona”. Jeszcze Hitler nie ostygł w trumnie, a światem wstrząsa atomowa hekatomba. Japonia i Niemcy wymieniają ciosy („Singapur zamienił się w morze płomieni, Kobe i Osaka przestały istnieć. Jednostki sino-japońskich spadochroniarzy zostały zrzucone na protektorat Rzeszy Honkgong”), ale to Azjaci osiągają przewagę. Wysadzają desanty na Krymie, na granicy hiszpańsko-portugalskiej, w Ulsterze, w Finlandii i pod Weroną. Zaś ich pociski jądrowe spadają w końcu i na rdzenne ziemie Rzeszy. Niedobitki hitlerowskich nadludzi uciekają na daleką północ, tam gdzie wcześniej postawili monumentalne budowle o działających na wyobraźnię nazwach: Lodowy Sfinks SS, zamek Graala w Arktyce… Gdzieś wśród lodów badacze antymaterii prowadzą prace nad hitlerowską superbombą, wunderwaffe. Mają rozkaz „odpalenia superbomby nawet wówczas, gdyby na jej celowe strategiczne użycie było już za późno”. Świat umiera z wrzaskiem. Umarłby – gdyby Hitler wygrał wojnę. Kwestia polska Ze wszystkich tych książek największy wpływ na popkulturę wywarła najwcześniejsza: „Człowiek z Wysokiego Zamku” Philipa K. Dicka. W Polsce wydano ją dokładnie czterdzieści lat temu, z dość sporym opóźnieniem, bo tej kultowej i klasycznej już powieści science fiction stuknie w 2022 roku sześćdziesiąt lat. Rzecz jasna Dick nie był pierwszym, który bawił się w historyczne „co by było, gdyby”. Już w starożytności Tytus Liwiusz zastanawiał się, czy Rzym oparłby się Aleksandrowi Wielkiemu, gdyby ten nie zmarł przedwcześnie i z czasem skierował swoje kroki na zachód. Przez wieki wiele znakomitości zajmowało się historią alternatywną czy – nieco bardziej naukowo umocowaną – tzw. historią kontrfaktyczną. Owszem, część badaczy jej nie lubi, inni traktują jednak jako wartościową rozrywkę i ćwiczenie umysłowe. Wszystko zależy oczywiście od poziomu danej wizji. W nowym numerze „Focusa Historia” postanowiliśmy skupić się na Polsce i Polakach. Przedstawiamy trzy różne opowiadania utrzymane w konwencji historii alternatywnej. W pierwszym, zatytułowanym „Był sobie Polak, Rusek i Niemiec”, Ziemowit Szczerek zastanawia się nad konsekwencjami ewentualnego sojuszu Polski z Hitlerem i wspólnego pójścia na wojnę przeciw Związkowi Sowieckiemu. Czy z ofiar zamienilibyśmy się w katów? Za kogo byśmy się uważali? Jak wiele by to zmieniło? Czy nasza część Europy stałaby się nie do poznania? Z kolei Aleksandra Zaprutko-Janicka w opowiadaniu „Zamach na króla Polski” idzie innym tropem. Pokazuje historię bardziej w skali mikro. Przedstawia historię operacji polskiego podziemia, do której nigdy nie doszło, aczkolwiek była podobno planowana. To atak na generalnego gubernatora Hansa Franka jadącego z wizytą do Zakopanego, w odwiedziny do „germańskich” górali. Zamach ma swoją cenę, pytanie czy warto ją zapłacić. Czy w walce z totalitarnym reżimem można być jednocześnie skutecznym i honorowym? Trzecie opowiadanie to „Ucieczka ze Starego Boru”, łączące kilka wątków. Po pierwsze wykorzystuje ono – w alternatywnym świecie triumfującej III Rzeszy – klisze i postacie znane ze współczesnej kultury masowej. Po drugie pokazuje ewentualny los Polski północno-wschodniej w świecie rządzonym przez aryjskich szaleńców. Po trzecie zahaczamy o dosyć aktualną tematykę starcia nauki i pseudonauki. Ta ostatnia w III Rzeszy była motywowana ideologicznie. Obsesyjnie widziała w wielu dziedzinach wiedzy „żydowskie” i „komunistyczne” wpływy, a sama gotowa była dać wiarę w najbardziej absurdalne teorie, byle były odpowiednio „aryjskie”. Na koniec zaś, po opowiadaniach, przypominamy sylwetkę naszego największego twórcy science fiction Stanisława Lema – urodzonego 100 lat temu. W jego przypadku II wojna światowa nie była odległą wizją, lecz tragiczną kartą z życiorysu. Do tego proponujemy wywiad z pisarzem SF Marcinem Podlewskim. Opowie nam o tym, dlaczego historia alternatywna jest tak popularna, a jednak Lem unikał jej jak ognia. Wspomniane opowiadania i artykuły znajdziesz w nowym Focusie Historia nr 5/2021.
W lipcu 1920 roku, w momencie największego zagrożenia państwowości polskiej, Hitler dał wyraz przekonaniu, że sprawa Polski została właściwie przesądzona. Podczas „wieczoru dyskusyjnego” NSDAP w Rosenheim 21 lipca 1920 r. uznał, że los Polski powinien być dla Ententy „manetekel” (złowieszczym znakiem) 5.
III Rzesza nie była wcale skazana na klęskę. Jej porażka była skutkiem fatalnych błędów popełnionych przez Adolfa Hitlera. Czy Adolf Hitler mógł wygrać II wojnę światową? To pytanie, które od ponad 70 lat zadają sobie badacze, publicyści i miłośnicy historii. Kwestia ta wywołuje namiętne spory i polemiki, elektryzuje opinię publiczną w wielu krajach świata. A wreszcie zapładnia wyobraźnię pisarzy, filmowców i innych specjalistów od political fiction. Wystarczy wspomnieć wybitną powieść amerykańskiego pisarza Philipa Dicka „Człowiek z Wysokiego Zamku” (1962), która rozgrywa się w powojennych Stanach Zjednoczonych podzielonych na niemiecką i japońską strefę okupacyjną. Światem rządzą państwa Osi, a Amerykanie zostali sprowadzeni do roli niewolników usługujących niemieckim i japońskim panom. Cały artykuł dostępny jest w 51/2017 wydaniutygodnika Do Rzeczy. © ℗ Materiał chroniony prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy. Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych. To jest fantastyka takie tam, co by było gdyby było ,jakie by to państwo Hitlera wyglądało dziś, po latach myślę że następcy Hitlera, nie byliby tak radykalni, ale to tylko akademickie rozważania.Jakby wyglądał świat, gdyby Hitler wygrał wojnę,na pewno nie byłoby Stalina i Związku Radzieckiego, więc jeden plus by był ,a Najlepsza odpowiedź CDL odpowiedział(a) o 20:44: Pewnie w większej części Europy zapanowałaby ideologia nazistowska a Adolf Hitler ogłosiłby się królem Europy a może i świata. Za każde nieposłuszeństwo wobec władzy zapewne ludzie trafialiby do obozów koncentracyjnych rozsianych po całym świecie. Wątpię jednak by przetrwała ona długo, zapewne po kilku latach utworzyłby się skuteczny front antynazistowski (może gdzieś na okupowanych terenach), który zaowocowałby kolejna wojna światową (lata '50 XX wieku ?). Tą zapewne III Rzesza by już przegrała a Hitler zginąłby. Tak samo skończyłyby pewnie Japonia i Włochy czyli reszta Osi. Po takiej wojnie rozpocząłby się żmudny proces odbudowywania świata po nazistowskiej dyktaturze, który trwałby po dziś dzień. Kto wie jednak czy może dzięki takiemu obrotowi sytuacji Polska uniknęłaby sowieckiego nieoficjalnego zaboru i od razu po wojnie byłaby wolnym, niezależnym państwem. Niestety to nie jedyny scenariusz, możliwe też, że zostałaby rozgrabiona w IV zaborze, z tym, że już oficjalnym i znów musiałaby czekać długie, długie lata na szanse niepodległościową. No a my (oczywiście zakładając, że wynaleziono by Internet i komputery w dzisiejszej formie) pisalibyśmy przykładowo na stronie ;) Odpowiedzi pisałbyś teraz po niemiecku ;/nie chcę sobie tego wyobrażać pewnie oprócz żydów wymiordowałby inne religie i narodowości. Jejciuu! ;( To było by okropne dziś umierałabym w kolejnym wybudowanym obozie zagłady ;/Pewnie my wszyscy umarlibyśmy bo on nie miał nic w muzgu tylko śmierć ;( ŻaLL ^^ blocked odpowiedział(a) o 11:18 Popieram Dulce by było... Świat byłby lepszy blocked odpowiedział(a) o 20:24 Rzesza Wielkoniemiecka panowałaby nad Europą. A dzisiaj pewnie zostałaby po niej tylko jakaś Wspólnota Niepodległych Państw Ciri. odpowiedział(a) o 20:39 Uważasz, że znasz lepszą odpowiedź? lub 2iHs.
  • hc9wj4677f.pages.dev/380
  • hc9wj4677f.pages.dev/254
  • hc9wj4677f.pages.dev/319
  • hc9wj4677f.pages.dev/65
  • hc9wj4677f.pages.dev/30
  • hc9wj4677f.pages.dev/97
  • hc9wj4677f.pages.dev/13
  • hc9wj4677f.pages.dev/218
  • hc9wj4677f.pages.dev/230
  • co gdyby hitler wygrał